Miałem nie iść, miałem zostać w domu. Obiecywałem, że już nigdy więcej, że to był ostatni raz. Ok. 22:00 nie wytrzymałem. Wymyśliłem jakiś pretekst (ona oczywiście dobrze widziała, co jest grane) i wyszedłem. Wróciłem nad ranem, lekko pijany, bez grosza przy duszy. Jej już nie było, została po niej tylko kartka zapisana kilkoma zdawkowymi zdaniami. Treść? Myślę, że oczywista. Od tamtej pory jeszcze wiele razy przegrywałem, aż na koncie nie zostało zupełnie nic. Jak teraz żyję? Z dnia na dzień, staram się nie myśleć o przeszłości. Terapia przyniosła skutki, mam nadzieję, że któregoś wieczoru znów nie wyjdę, by stracić wszystko, co udało mi się uratować przed zatraceniem.